Praca
– temat rzeka. Mówią, że bez studiów nie znajdziesz pracy, a i ze studiami też
nie zawsze dasz radę. Jeśli nie chcesz „tracić czasu” na studia, lub po prostu
nie jesteś na tyle pewien swoich wyników maturalnych, że za wczasu wolisz się
zabezpieczyć, idziesz do technikum, bądź zawodówki. Czy to gorsze szkoły? Nie.
Uczą tego samego co w liceum, dokładając do tego przedmioty zawodowe. Nauki
jest więcej, bo nauczyciele kładą nacisk zarówno na przedmioty zwykłe, jak i
zawodowe, ale satysfakcja i radość, gdy po ukończeniu czwartej klasy (lub
drugiej albo trzeciej – w zawodówce lub technikum uzupełniającym) idziesz
odebrać świadectwo potwierdzające, że masz ten zawód, mogą równać się radości,
która towarzyszyłaby ci, gdybyś trafił szóstkę w totolotka.
Tak,
czy siak, zawód masz. Po zawodówce, technikum, szkole policealnej, kursie czy
studiach. Po co robić z tego problem?
Studiuję
historię, w wolnym czasie dorabiam sobie jako pokojówka. Mam przyjaciółkę po
technikum hotelarskim, która również szuka pracy w hotelu, tyle, że na
stanowisku recepcjonistki. Nasze życie, nasza sprawa. Nikogo nie powinno to
obchodzić, jakiej szukamy pracy, prawda? Cóż, też tak myślałam. Jak widać się
pomyliłam.
Jest
sobie pewna dziewczyna – pozwalam sobie twierdzić, że pochodzi z tzw. dobrego
domu. Może nie ma willi, pałacu, siedmiu samochodów – nie wiem, nie wtrącam
się, ale co rok jeździ na wakacje do Polski, za granicę, potem jeszcze raz za
granicę, a jak jej się zachce to jeszcze raz do Polski. Dziewczyna właśnie
skończyła studia. Podczas studiów nie pracowała, rodzice opłacali jej
mieszkanie, dosyć duże, z balkonem. Po studiach znalazła pracę. Super,
gratulacje. Na tym historia mogłaby się zakończyć. Ale się nie kończy.
Od
jakiegoś czasu obserwuję wymianę zdań na blogu tejże dziewczyny. Dowiedziała
się (prawdopodobnie z twittera, może z innych źródeł), że moja przyjaciółka
szuka pracy w zawodzie. I się zaczęło. Początek był całkiem niewinny – dziewczę
wypowiada się na temat „absurdalnego” działania elektryki w jednym z greckich
hoteli. Koleżanka ma doświadczenie, bo również jako pokojówka pracowała, że
takie działanie jest całkiem normalne i twierdzi, że skoro służba w ich hotelu
(tym razem w Londynie) zostawiała za sobą zapalone światło, to widocznie
musiała być kiepska. Taka prawda, na własnym przykładzie wiem, że kierownictwo
służby pięter kładzie nacisk na to, by światło za sobą gasić, by nie narażać
hotelu na koszty i po jakimś czasie wchodzi to w nawyk. I wtedy pada
stwierdzenie: „Wyślij tam CV, centrum Londynu, może to Twoja praca marzeń?”
oraz „Skoro obsługa jest fatalna, to może dasz radę!”
Nie
będę ukrywać, że wkurzyłam się. Wkurzyłam się, bo nie dość, że obraziła ją, to
i ja poczułam się urażona. Wygląda to mniej więcej tak: „Pracowałaś jako pokojówka, więc jesteś gorsza, bo nie masz studiów, a
skoro tam taka fatalna obsługa to może dasz radę – może, bo równie dobrze
możesz być za słaba.”
Może
przesadzam, ale tak właśnie obie odczytałyśmy „przesłanie” tych komentarzy. Nie
mam bloga o podróżach, bo nie stać mnie na tak częste wycieczki po świecie. Mam
tego, piszę rzadko, bo studiuję, pracuję, zajmuję się dzieckiem i rodzice nie
podtykają mi wszystkiego pod nos. Nie uważam pracy „na zmywaku”, „w maku” czy
na pokojach za gorszą, czy hańbiącą. Praca to praca. Dostajemy za nią
pieniądze, dzięki którym możemy przetrwać miesiąc. Nie wywyższam się, bo jestem
w trakcie studiów i nie wyśmiewam ludzi, których praca niekoniecznie jest pracą
marzeń. Bo po co?
Jeśli
uważasz, że skoro nigdy nie brakowało ci pieniędzy, zawsze miałaś wszystko
podstawiane pod nos i skończyłaś studia, automatycznie dostajesz prawo do
stawiania się na szczycie piramidy społecznej – mylisz się. Szkoda mi tylko
przedszkolaków, które uczysz. Bo z pewnością nie nauczysz ich niczego
pożytecznego.